Wbrew panującej opinii, że Woźniki stanowią jedno z najspokojniejszych centroprawicowych miasteczek śląskich, dawniej działała na naszym terenie organizacja SPD (Socjaldemokratische Partei Deutschland), której członkowie później zasilili szeregi Polskiej Partii Socjalistycznej.
Wyniki wyborów do Reichstagu w Woźnikach i okolicy zawsze wskazywały na znaczące zwycięstwo Centrum (partia rządząca w Rzeszy po odejściu Bismarcka), a po 1912 roku na koło Polskie (konkretnie na Wojciecha Korfantego). Podobnie wyglądały wyniki wyborów w Polsce do Sejmu Polskiego czy Sejmu Śląskiego, w obu wypadkach wygrywał Blok Katolicki Wojciecha Korfantego, podobnie zresztą jak w całym ówczesnym Województwie Śląskim. Głosy oddawane na socjalistów czy komunistów można było policzyć na palcach.
Pierwsze sukcesy SPD na naszym terenie zaczęła odnosić w 1907 roku, gdy w Woźnikach utworzono filię Związku Zawodowego Murarzy na powiat lubliniecki, gdzie zapisało się 57 mistrzów. W ciągu kilku miesięcy liczebność organizacji wzrosła do 94, jednak w wyniku tarć wewnętrznych o sposób sprawowania władzy w związku tak samo szybko jak powstała, organizacja zaczęła umierać.
Po wybuchu Rewolucji Listopadowej w Niemczech, w wyniku której władzę w Prusach przejęła SPD, a w jej imieniu Rady Robotnicze i żołnierskie, które także powołano w Woźnikach, na Górnym śląsku zaczęła się akcja plebiscytowa i dawni polscy działacze SPD zaczęli tworzyć PPS, która początkowo nie miała nic wspólnego z organizacją o tej samej nazwie działającą w Kongresówce. Po podziale Górnego Śląska organizacja ta została włączona do struktur PPS działającego w Rzeczypospolitej.
Do Woźnik socjaliści zawitali ponownie dopiero 1 kwietnia 1928 roku, kiedy to na wiecu robotników dworskich, pracujących u księcia Donnersmarcka, założono filię Związku Zawodowego. Spowodowane to było niemożnością uregulowania postulatów płacowych i dotyczących czasu pracy w ramach istniejących katolickich związków zawodowych.
Władze PPS bardzo starały się o pozyskanie mieszkańców woźnickiego Dworu do swoich celów i już 30 kwietnia doszło do strajku we Dworze, na którym zażądano skrócenia czasu pracy do 9 i 1 godziny oraz zmiany postępowania inspektora Miki względem robotników. O stłumienie strajku poproszono komendanta policji, który po rozmowach z przedstawicielem strajkujących, p. Motyką z zarządu związku, doszedł do porozumienia w sprawach dotyczących organizacji pracy we Dworze. Wszystkie postulaty strajkujących zostały osiągnięte. W połowie lipca zachęceni powodzeniem w Woźnikach działacze PPS rozpoczęli tworzenie podobnych organizacji w Ligocie, Lubszy i Czarnym Lesie, wśród tamtejszych robotników rolnych. We wrześniu w Woźnikach założono podokręg PPS na całą obecną gminę, a Jan Gorzewski i Józef Madejski z Woźnik zostali wybrani do zarządu powiatowego PPS.
Działalność ta była solą w oku inspektora dworskiego Paula Miki, który nawet dał na mszę w intencji pozbycia się socjalistów z Woźnik. Dzięki osobistej przyjaźni z proboszczem Melzem kilkanaście kazań zostało poświęconych złu wprowadzanemu przez socjalizm do życia społecznego, jednak na "zarażone socjalizmem dusze" kazania te już nie działały. Związek Zawodowy PPS liczył pod koniec roku ponad 100 członków, w kilku majątkach księcia Donnersmarcka.
Gazeta Robotnicza, organ PPS, tak opisuje wydarzenia tamtych dni: ”... Ksiądz Melc powiedział z ambony, że w dworze w Woźnikach zapanowała czerwona zaraza, zasiał ją antychryst, aby robotników dostał do piekła, że nie będzie mógł chować ludzi nie żyjących po katolicku, socjalistę chować należy pod płotem, jak wisielca itd. W końcu raczył ksiądz omawiać strejk w Lodzi i zebrania socjalistyczne. Księdzu Melcowi odpowiadać na podobne brednie nie mamy ochoty. Powiemy tylko, że ksiądz powinien bronić biednego, a nie bogatego obszarnika, gdyż ewangelia głosi, że prędzej przejdzie wielbłąd przez ucho igielne, niż bogacz do królestwa Bożego. Robotnicy nie potrzebowali by należeć do Zw. zaw., gdyby księdza i obszarnicy robili to, co każe pismo św. Mówi się tam, ze grzech największy popełnia ten, co zatrzymuje zapłatę sługom swoim....”
W odpowiedzi na tego typu kazanie na wiecu 28 października 120 osób zażądało od księdza proboszcza zaprzestania mieszania spraw kościelnych z robotniczymi. Spór jednakże na tym się nie zakończył. Z początkiem 1929 roku rozwiązano wszystkie umowy o pracę we Dworze, pozostawiając sobie prawo zawarcia ich ponownie, ale już nie ze wszystkimi. W ten sposób Paul Mika pozbył się najbardziej gorliwych socjalistów spośród swych pracowników. W spór pomiędzy Zarządem Majątku księcia Donnersmarcka, a robotnikami znów włączył się proboszcz woźnicki, który kazaniami, a także prowadząc agitację w trakcie odwiedzin kolędowych, starał się "nawrócić zbłąkane owieczki".
O tych działaniach Gazeta Robotnicza pisze następująco: “... Kilka kazań poświęcił już socjalistom, co jednak pozostało bez skutku. Robił więc agitacje przy kolędzie, przyczem prawdziwie rozczarował się. Robotnicy, a było to w 24 wypadkach, udowodnili politykującemu słudze bożemu, że kiedy nie byli zorganizowani oraz kiedy należeli do ZZP, musieli pracować od szarego rana do późnego wieczora, zarabiając połowę tego co teraz, przy taryfowym czasie pracy 9 godz 20 min. Stan taki nastąpił dzięki klasowemu Związkowi. Kościelnik, zbity z tropu, odgrażał się, że żadnego socjalisty nie pochowa, na co ludzie mu powiedzieli, że nikt nie został na wierzchu leżeć. To doprowadziło przewielebnego do pasji i rozporządził gospodzkim nie wynajmować socjalistom sali na zebrania. ...”
Zarządzenie to miało taki skutek, że na wiec PPS w Woźnikach 27 stycznia nie mogli zainteresowani wynająć żadnej sali. Kiedy w końcu po dłuższych staraniach udało im się dostać jeden lokal na zebranie, przyszli nie tylko członkowie PPS, ale również wielu ciekawskich, aby zobaczyć jak dalej potoczy się wojna pomiędzy księdzem a socjalistami. Oprócz żądania wycofania zwolnień robotników uchwalono także bojkot lokalów, w których odmówiono odbycia wiecu. Członkowie PPS nie mieli więc już gdzie napić się piwa.
Strajki w Woźnikach wybuchały także podczas budowy kolei żelaznej i w woźnickiej cegielni, gdzie również chodziło o wypłatę wynagrodzeń i poprawę bezpieczeństwa pracy, jednak od 1930 roku PPS zaprzestała działalności na terenie Woźnik. Znów, jak przed laty, głosy oddane na socjalistów czy komunistów można było policzyć na palcach.
Tekst: Piotr Kalinowski